wtorek, 24 listopada 2015

W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Jako, że do Rzeszowa sprowadziłam się już kilka dni wcześniej wszystkie formalności związane z pracą, mieszkaniem, oraz przedszkolem dla małego miałam załatwione. Cieszyłam się z tego, że tak szybko udało mi się z tym uporać, ponieważ już od początku nikt nie zamierzał mnie oszczędzać. Niedziela była oczywiście dniem wolnym, jako że w sobotę odbywał się mecz, ale w poniedziałek musiałam stawić się już zwarta i gotowa w pracy. Na szczęście trening zaczynał się dopiero o 11, więc na spokojnie zdążyłam zawieść małego do przedszkola i miałam jeszcze czas wrócić do domu, by wypić ukochaną kawę.
Miałam szczęście, udało mi się kupić małe, ale za to bardzo przytulne mieszkanko mieszczące się zaledwie kilka minut od hali. Spacerek do pracy zajmował mi nie całe 15 minut, co bardzo mi odpowiadało. Próba przebicia się jakimkolwiek środkiem transportu przez zakorkowane miasto zajmowała prawie dwa razy tyle.
Cudem mogłam nazwać to, że wolne miejsce dla Artura znalazłam w placówce mieszczącej się dosłownie po drugiej stronie jezdni. Z kuchennego okna miałam więc doskonały widok na starszy już, ale utrzymany w doskonałej kondycji budynek, w którym mój maluch zakochał się wręcz od pierwszego wejrzenia. Do tego wiadomość, że dziś odbiorę go razem z ulubionym wujaszkiem sprawiła, że pognał do przedszkola niczym na skrzydłach.
Z lekkim uśmiechem na ustach usiadłam na parapecie i objęłam rękoma parujący kubek z czarną cieczą. Pociągnęłam delikatnie nosem i mój zmysł powonienia został zalany przez ten jakże cudowny zapach świeżo zaparzonych ziaren. Pociągnęłam mały łyk i przełknęłam czym prędzej parzącą ciecz. W myślach zganiłam się za niecierpliwość, jak każdego poranka, dziś także poparzyłam sobie język.
Z cichym westchnieniem odwróciłam głowę w stronę okna i spojrzałam na panoramę Rzeszowa. Jako, że mieszkałam dość wysoko, bez problemu zlokalizowałam wielki sportowy obiekt. Podpromie lekko podświetlone przez ciepłe promienie wyglądało niemal bajecznie.
Byłam zadowolona, że w końcu odważyłam się wrócić. Nie mogłam uciekać przed przeszłością do końca życia, a jego przecież już dawno tutaj nie było. Zwłaszcza w miejscu oddalonym o tyle kilometrów od Bełchatowa. Musiałam ułożyć sobie życie na nowo, a kochany braciszek na pewno mi w tym pomoże.

Jako, że czas nie był gumowy, musiałam zacząć się zbierać do pracy. Do torebki zapakowałam najpotrzebniejsze papiery, oraz niezbędnego w nowym fachu notebooka. Firmowe sprzęty to jednak dobra sprawa, na coś mogą się przydać.
Szybko obrzuciłam wzrokiem salon, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko mam i podreptałam do łazienki. Włosy zdążyłam zebrać w luźnego kłosa już wcześniej, ale makijaż został mi do wykonania teraz. Zastanowiłam się chwilę, co mam zamiar ubrać i od razu wpadł mi do głowy pewien pomysł. W końcu pierwszego dnia należy wypaść jak najlepiej. Może i siatkarze uznają mnie za wielką paniusię, dla której dobre ciuchy i makijaż to wszystko, ale ważne przecież, abym sama czuła się komfortowo. Ostatecznie mogłam zepsuć ich światopogląd na siłowni, w biegach długodystansowych zawsze wiodłam prym, a rzucenie im wyzwania to pikuś.
Nie zamierzałam więc zaprzątać sobie tym głowy i zdecydowałam ubrać się tak, aby później nie żałować. Chciałam zrobić na nich wrażenie. A to, że później zostanę niemal siłą wyciągnięta gdzieś na kawę przez Alka, było niemal tak pewne, jak to, że w najbliższym czasie nikogo sobie nie znajdę.
Prędko zabrałam się za odpowiedni makijaż. Uwielbiałam mocno podkreślać oczy, które niewątpliwie były moim ogromnym atutem. Do tego ciemna szminka na ustach dopełniająca efekt i gotowe. Nic więcej nakładać na siebie nie musiałam.
Zadowolona potruchtałam do sypialni i stanęłam przed szafą. Znalezienie odpowiedniego zestawu nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Zarzuciłam na siebie ciuchy i przejrzałam się w lustrze.


Po zaakceptowaniu efektu końcowego spryskałam się delikatnymi perfumami i podążyłam do drzwi.
Dokładnie w momencie, w którym miałam je otworzyć w pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania. Zaciekawiona przekręciłam klucz i spojrzałam na gościa.
- Co Ty tutaj... - Nie dane mi było niestety dokończyć. Po chwili tonęłam już w objęciach brata. - Achrem, bo mnie udusisz! - Wybiłam mu palec w brzuch.
- Przepraszam. - Zaśmiał się serdecznie i ucałował mój policzek. - I dzień dobry. Ładnie wyglądasz. - Przyznał z uznaniem.
- Dzięki. - Puściłam mu oczko. - Więc co tutaj robisz? - Zadałam mu ponownie pytanie zamykając mieszkanie.
- Przyszedłem podrzucić Cię do pracy.
- Ale ja chcę się przejść. - Uśmiechnęłam się do niego wciskając guzik przywołujący windę. - Poza tym zajmie to zdecydowanie mniej pracy.
- No to muszę skoczyć po torbę. - Mruknął jakby do siebie i biegiem skierował się w stronę schodów. - Spotkamy się na dole!
- Nie połam nóg! - Krzyknęłam za nim ze śmiechem.
Po dłuższej chwili drzwi maszyny rozsunęły się. Wmaszerowałam do środka równym krokiem i wcisnęłam odpowiedni przycisk. Kiedy widna już prawie się zamknęła ktoś wsunął w małą szparę dłoń. Zdążył w ostatniej chwili. Zainteresowana spojrzałam na przybysza i lekko się zdziwiłam. Osobnikiem był nie kto inny, jak siatkarz odpowiedzialny za sporego siniaka na moim biednym biodrze. Wydęłam lekko usta. Jak widać zostaliśmy sąsiadami.
Chłopak odetchnął z ulgą i sprawdził, czy aby na pewno skierujemy się na parter. Następnie podniósł na mnie wzrok i zmrużył lekko oczy. Cóż, chyba mnie pamiętał.
Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę, a ja niemal od razu odwróciłam speszona głowę. Sama siebie nie rozumiałam, przecież nigdy nikt na mnie tak nie działał! Ale to spojrzenie...
- To Ty, prawda? - Przerwał panującą ciszę.
- Jak widać. - Uśmiechnęłam się nieśmiało i podniosłam głowę.
- Mieszkasz tutaj? - Zapytał opierając się  o ścianę.
- Tak, niedawno się przeprowadziłam. - Potwierdziłam cicho.
- Pod 53? - Kiwnęłam jedynie głową. - W takim razie bardzo się cieszę z miłego towarzystwa w mieszkaniu obok. - Wyciągnął rękę w moim kierunku. - Nikolay Penchev, bardzo mi miło.
- Aida Achrem. - Uścisnęłam jego dłoń. Kiedy nasze ciała się spotkały przeszedł mnie dziwny dreszcz. Zaskoczona niemal odskoczyłam od przyjmującego. Ten jakby wcale tego nie zauważając zamyślił się na chwilę.
- To nazwisko to nie przypadek?
Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć. Winda zatrzymała się na samym dole i drzwi rozsunęły się niemal bezgłośnie. Zaraz przed nimi stał trochę zziajany Alek. Na widok Pencheva uśmiechnął się szeroko i uścisnął mu dłoń.
- Siema stary! - Drugi z siatkarzy pokręcił głową. - Poznaj moją siostrę, Aidę. - Kiwnął głową w moim kierunku.
- My już się znamy. - Chłopak uśmiechnął się uroczo i puścił mi oczko.
Wzrok Achrema mówił sam za siebie. Czeka mnie chyba poważna rozmowa.

...

No to tego, bo ja słabą wolę mam.
Rozdział taki nie wiem, wymuszony? Sama nie wiem. Ale ważne, że jest, prawda? Oceńcie sami.
Kiedy nowy nie wiem. I uprzedzając pytania, to jedyny blog, który "reaktywowałam". Postaram się napisać je wszystkie po kolei. Także cierpliwości i bądźcie ze mną, bo bez Waszych opinii, to to nie ma sensu! :)
Do zobaczenia, mam nadzieję niedługo.

~DarkFace

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Powiem tak..przeczytac rozdzial od Ciebie to to samo uczucie, gdy jako mala dziewczynka znajdowałam pod choinką wymarzoną lalkę❤
      Aleh..no po prostu kocham go...
      Niko jakby nie zaintetesowany..
      Aida chyba od razu zauważyła ze coś ISKRZY xd
      Mam nadziejd,że w koncu skonczysz blog z Pencheve'em 😘😉
      Czekam na kolejny ;*
      Dziękuję za rezerwację:* weeeeeeny!!!!

      Usuń
  2. A no fajnie, że ktoś mi wysłał linka do nowego bloga... Fooooooooooooooooooooooch... a na stare GG się nie liczy!!! jak oczywiście w ogóle wysłałaś... I jestem obrażona i komentować nie będę :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć.
    Serdecznie zapraszam Cię na http://gryze-sie-we-wlasny-oddech.blogspot.com/
    gdzie właśnie pojawił się prolog drugiej części moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com
    Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń